Depresja chorego dziecka (przeczytaj zanim będzie za późno)

yay-4490364 (2)Każdego dnia otwierasz oczy i przygniata cię lęk. Utrudnia oddychanie. Ściska klatkę piersiową. Przyprawia o ból głowy. Wstajesz i z tym ciężarem wchodzisz do pokoju dziecka. Oddychasz z ulgą kiedy widzisz że dziecko śpi. Ale żyje. Kilka miesięcy wcześniej po raz pierwszy usłyszałaś, że chce się zabić. Od tego czasu nie przestałaś budzić go rano z ze strachem. To wtedy zaczął się wyścig z czasem, z depresją.

Pamiętam ten moment kiedy pewnego dnia Syn wrócił ze szkoły i zauważyłam, że jest w nim jakaś nieokreślona szarość. Nieobecny wzrok, brak uśmiechu, rezygnacja. Po kolejnych dniach rozmów, widziałam, że coś było nie w porządku. Nie można być przecież tak bez powodu smutnym, krzyczało coś we mnie, że dzieje się coś złego. Robiłam co mogłam, zabierałam do kina, organizowałam czas, żeby było fajnie i zabawnie, ale to nie pomagało. Szarość w oczach mojego 11 letniego Syna narastała. Zaczęłam podejrzewać, że Syn może mieć depresję. Coraz wcześniej wydawał się być wyłączony, nie mogłam się z nim zwyczajnie dogadać. Przestały go cieszyć codzienne aktywności. Miałam wrażanie, że ten pozytywnie nastawiony do życia mały człowiek gaśnie w oczach. Mimo wielu rozmów nie byłam w stanie dotrzeć do sedna problemu, nie mogłam znaleźć drogi do umysłu mojego dziecka, z którym miałam przecież takie dobre relacje. Narastała we mnie bezsilność i jakaś irracjonalna złość, że niech „weźmie się w garść”. Czułam że problem mnie przerasta. Pomyślałam wtedy, że jest coś o czym nie wiem, o czym Syn nie chce mi powiedzieć. Zdecydowałam się na pójście do psychologa, bo wyszłam z założenia, że na pewno jest coś czego nie widzę. Trudno jest zauważyć nawet swoje błędy wychowawcze, kiedy jest się jednym z członków rodziny. Poszliśmy z Synem do psychologa. Psycholog stwierdził, że dziecko ma depresję.

Syn był od dzieciństwa dzieckiem przewlekle chorym. Poprzez swoje ograniczenia zdrowotne różnił się znacznie od rówieśników. Był bardzo odpowiedzialny i dojrzały jak na swój wiek. Dzieci nie lubią inności, bo jej nie rozumieją. Stąd powszechne dokuczanie tym wszystkim, którzy odbiegają od obrazu „zwykłego” dziecka. Przychodzi taki moment kiedy dokuczanie zamienia się w znęcanie. Przemoc szkolna jest dla dziecka jest ogromną traumą. Często właśnie przeżycie traumy prowadzi do depresji. Nie wiedziałam o problemach dziecka, bo nie chciał nikomu o tym powiedzieć, bo myślał, że dorośli nie mogą zrobić nic w tym kierunku, żeby taka przemoc się skończyła. Kiedy wreszcie przyszedł ten dzień, kiedy coś w nim pękło, był w takim stanie, że lekarz psychiatra, do którego poszliśmy, zadecydował o hospitalizacji na zamkniętym dziecięcym oddziale psychiatrycznym ze względu na zagrożenie popełnieniem samobójstwa i depresję. Kiedy siedziałam na krześle w Szpitalu Psychiatrycznym mój umysł był niebezpiecznie rozpędzony i sama byłam o krok od załamania. Podjęcie decyzji o braku zgody na hospitalizację było jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Zabrałam dziecko do domu, wycofałam ze szkoły, dziecko dostało leki.

Pierwsze dwa tygodnie żyłam za Syna. Krok za krokiem motywowałam do najprostszych czynności, choć widziałam, że szczytem możliwości Syna jest wgapianie się w sufit we własnym pokoju. I tak trwaliśmy licząc na to, ze każdy dzień będzie lepszy, że przyniesie zmianę, że depresja jest choroba uleczalną. Dobijała mnie bezsilność, bo nic nie mogłam zrobić tylko trwać obok, wspierać dobrym słowem i cierpliwością. Po kilku tygodniach dziecko zaczęło wynurzać się z nicości. Poszliśmy na terapię. Bez tego leczenie psychiatryczne nie przyniosłoby pożądanego efektu. Ostatecznie po kilku miesiącach leczenia i terapii zmieniliśmy szkołę. Mieliśmy szczęście jako rodzice, że nam się udało pomóc naszemu dziecku, tylko dlatego, że nie wstydziliśmy się pójść do psychologa, ani do psychiatry.

Po 10 miesiącach odstawiliśmy leki, Syn w nowej szkole nawet nieźle sobie radzi. Ma lepsze i gorsze dni, ale potrafi radzić sobie z problemami codzienności. Prawda jest jednak taka, że każdy niepokojący sygnał wzbudza w nas – rodzicach lęk. Że depresja wróci. Wiemy jak sobie radzić, że nie można bagatelizować depresji, że jeżeli ponownie pojawią się niepokojące objawy, trzeba iść z dzieckiem do psychologa, a także do psychiatry. Gdybyśmy tak nie zrobili wiele miesięcy temu, mogłoby dojść do tragedii. Mamy niesamowitą moc sprawczą jako rodzice, żeby uratować życie dziecka, którego ogarnia ta straszna choroba.

Nasz wyścig z czasem dobiegł końca. Nie przestałam się bać. Jestem bardzo wyczulona na zmianę nastrojów Syna, do tego stopnia, że sama potrzebuję wsparcia. Bo w takich sytuacjach choruje cała rodzina. Jestem chora na chorobę przewlekłą i mój stan zdrowia się pogorszył w wyniku stresu. Warto pamiętać, że trzeba zadbać nie tylko o chorego na depresję.

Depresja może być choroba śmiertelną. Nasze poczcie bezsilności w walce z depresją u dziecka jest całkowicie naturalne. Najważniejsze jest to, żeby iść do lekarza i na terapię i być obok dziecka, łagodnie krok za krokiem wspierać go w zdrowieniu. Aż pewnego dnia przestaniemy się bać. I przysłowiowe słońce znowu zaświeci. Moje słońce zaświeciło mniej więcej 10 miesięcy po zachorowaniu przez Syna, kiedy nagle usłyszałam jego perlisty śmiech. Znowu byłam szczęśliwa.

Ewa